Kruger National Park South Africa




Pierwsza wizyta w RPA.
Od wyjścia z domu do samego powrotu z przygodami.
Zaczęło się od tego, że linie Air France, którymi miałam lecieć, zastrajkowały :/ e-mail z informacją, że mój lot jest odwołany otrzymałam wieczorem, dzień przed wylotem.
Udało się zorganizować przelot, ale nie udało się uniknąć bólu głowy. Tak więc LOT-em do Amsterdamu a później KLM-em do Johannesburga.
Samolot LOT-u opóźnił się a w Amsterdamie musiałam przebiec z walizką na drugi koniec lotniska w 15 minut.
Wpadłam na pokład samolotu zdyszana i co?! Okazało się, że chyba mamy awarię!!!
Staliśmy zamknięci w samolocie przez pięć godzin. Czy możecie sobie to wyobrazić?
Co 20 minut, pilot komunikował, że nie ma się czym przejmować i że za 20 minut odlatujemy.
Za trzecim razem kiedy znów powtórzył dokładnie ten sam komunikat, nikt nie brał go na poważnie. Ludzie nadal spacerowali, rozmawiali i starali się na różne sposoby zabić czas.
Po 20 minutach znów pilot podał ten sam komunikat, poszerzony o informację, że dym który czuliśmy pochodził z zewnątrz i wpadł przez otwarte drzwi oraz, że 20 minut odlatujemy.
Kiedy po 5 godzinach, kolejny raz kazano nam usiąść i zapiąć pasy, nikt już nie słuchał.
Dopiero kiedy samolot zaczął się cofać, stwierdziliśmy - wow! W końcu lecimy!!!
Od wyjścia z domu do celu minęły 24 godziny, ale nie spałam duuużo dłużej. Zmiana godziny lotu nie pozwoliła mi się położyć.

Johannesburg - niestety nie wiele zobaczyłam w tym mieście. Czas nie pozwolił. Miałam tylko tydzień, a planem głównym było SAFARII w parku Krugera.
Wrzesień to super pora. Wiosna dopiero się zaczyna, liście na drzewach dopiero zaczynają się pojawiać, dzięki czemu łatwiej było wypatrzeć zwierzęta.
Do parku można wjechać własnym samochodem, ale lepiej ze strażnikiem. Oni znają zwyczaje zwierząt i wiedzą gdzie ich szukać.
Jechaliśmy otwartym Jeepe-em. Siedzenia zwiedzających były o wiele wyżej niż kierowcy.
Kiedy usiedliśmy w wozie, strażnik powiedział:
 - Słuchajcie, siedzicie wyżej niż ja, dlatego musicie mieć oczy do okola głowy i mówić jeśli zauważycie coś niebezpiecznego. Gdyby zdarzyło się, że pożre mnie lew, tu macie pistolet i mapy.
Cała ekipa ryknęła śmiechem, świetny żart hahaha.
Dużo później, dotarło do mnie że to nie był żarty, tylko prawdziwe ostrzeżenie.

Cały dzień nie miałam czasu zjeść. Nie mogłam odłożyć aparatu. Zjedzenie normalnego posiłku w czasie jazdy, chociaż było możliwe, mogłoby zaskutkować utratą możliwości zrobienia super zdjęcia.
Safarii zdecydowanie udało się :D
Zobaczcie galerię zdjęć :)


Kliknij w zdjęcie aby otworzyć galerię. Miłego oglądania :D



Komentarze